KRS: 0000462235 | info@kociawyspa.org

Pati


Nie chcemy nawet myśleć, jak to się stało. Nie chcemy sobie wyobrażać ile bólu musiało zaznać to kociątko zanim do nas trafiło. Ta malutka dziewczynka, żyła na działkach w Stalowej Woli i była dokarmiana przez starszego pana. Otrzymaliśmy zgłoszenie, że od kilku dni koteczka kuleje, a jej łapka jest mocno opuchnięta. Od razu kazaliśmy przywieźć ją do lecznicy w celu zbadania i udzielenia pomocy. Łapka wygląda bardzo źle. Najprawdopodobniej jest zmiażdżona – możliwe, że w wyniku pogryzienia lub utknięcia w jakiejś szczelinie. Pojawiła się już martwica, więc nie wiadomo czy uda się ją uratować…czy nie będzie konieczna amputacja. Malutka przeszła zabieg usunięcia martwicy z łapki i przy okazji, zabieg kastracji. Łapkę na szczęście udało się uratować.

Zaczęła się bawić 🙂 Przez cały ten czas wahaliśmy się czy powinna wrócić w miejsce bytowania, czy zostać u nas. Bardzo chcieliśmy ją oswoić, lecz za nic w świecie nie chciała choćby dać się pogłaskać czy wziąć na ręce.
Aż do wczoraj… kiedy nasza wolontariuszka Aleksandra Janeczko, zamknęła się z nią w klatce i głaskała dotąd, aż z transporterka rozległo się cichutkie mruczenie 😀
Dziś koteczka wstała w dobrym humorze i rozpoczęła dzień od zabaw <3 Nie pozostaje nam nic innego, jak zrobić z niej kota domowego i odstąpić od planów wypuszczenia na działkach, gdzie dotąd żyła.

Pamiętacie Pati? Kotka trafiła do nas z działek, że zmiażdżoną łapką. Na szczęście udało się paputka uratować i Pati jest teraz radosną młodą damą. Co prawda, kwestia jej oswojenia pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale wierzymy, że znajdzie się ktoś kto ją adoptuje i przekona do gatunku ludzkiego na dobre 😸

Kicio5


Maluszki były kompletnie same na działkach w Stalowej Woli. Siedziały na kompostowniku…brudne i wychudzone i czekały zapewne na śmierć z głodu i wycieńczenia. Pierwszego dnia wołały głośno mamusię, ale kolejnego były już chyba zniechęcone i słabe, aby zwracać na siebie uwagę.
Ludzie nakarmili je, dali pudełko i odeszli… a potem nastała zimna noc i tylko cudem te kocie niemowlaki nie umarły z wychłodzenia.
Trafiły do nas późnym wieczorem i niemal do północy je ogrzewaliśmy, karmiliśmy i próbowaliśmy względnie umyć ich futerka, zastępując zaginioną mamusię.
Przed nami długa droga. Musimy je zabezpieczyć kosztowną surowicą, aby nie złapały żadnego wirusa. Nie mają niestety przeciwciał, jakie dałoby mleko matki, a to zmniejsza ich szanse na przeżycie. Dodatkowo, wszystkie mają uporczywe biegunki i bolą je brzuszki. Musimy wdrożyć leczenie, żeby się nie odwodniły.
A potem już tylko mleczko, mleczko, paszteciki…następnie odrobaczenie i szczepienie.

Kicio4


Maluszki były kompletnie same na działkach w Stalowej Woli. Siedziały na kompostowniku…brudne i wychudzone i czekały zapewne na śmierć z głodu i wycieńczenia. Pierwszego dnia wołały głośno mamusię, ale kolejnego były już chyba zniechęcone i słabe, aby zwracać na siebie uwagę.
Ludzie nakarmili je, dali pudełko i odeszli… a potem nastała zimna noc i tylko cudem te kocie niemowlaki nie umarły z wychłodzenia.
Trafiły do nas późnym wieczorem i niemal do północy je ogrzewaliśmy, karmiliśmy i próbowaliśmy względnie umyć ich futerka, zastępując zaginioną mamusię.
Przed nami długa droga. Musimy je zabezpieczyć kosztowną surowicą, aby nie złapały żadnego wirusa. Nie mają niestety przeciwciał, jakie dałoby mleko matki, a to zmniejsza ich szanse na przeżycie. Dodatkowo, wszystkie mają uporczywe biegunki i bolą je brzuszki. Musimy wdrożyć leczenie, żeby się nie odwodniły.
A potem już tylko mleczko, mleczko, paszteciki…następnie odrobaczenie i szczepienie.

Kicio3


Maluszki były kompletnie same na działkach w Stalowej Woli. Siedziały na kompostowniku…brudne i wychudzone i czekały zapewne na śmierć z głodu i wycieńczenia. Pierwszego dnia wołały głośno mamusię, ale kolejnego były już chyba zniechęcone i słabe, aby zwracać na siebie uwagę.
Ludzie nakarmili je, dali pudełko i odeszli… a potem nastała zimna noc i tylko cudem te kocie niemowlaki nie umarły z wychłodzenia.
Trafiły do nas późnym wieczorem i niemal do północy je ogrzewaliśmy, karmiliśmy i próbowaliśmy względnie umyć ich futerka, zastępując zaginioną mamusię.
Przed nami długa droga. Musimy je zabezpieczyć kosztowną surowicą, aby nie złapały żadnego wirusa. Nie mają niestety przeciwciał, jakie dałoby mleko matki, a to zmniejsza ich szanse na przeżycie. Dodatkowo, wszystkie mają uporczywe biegunki i bolą je brzuszki. Musimy wdrożyć leczenie, żeby się nie odwodniły.
A potem już tylko mleczko, mleczko, paszteciki…następnie odrobaczenie i szczepienie.

Kicio2


Maluszki były kompletnie same na działkach w Stalowej Woli. Siedziały na kompostowniku…brudne i wychudzone i czekały zapewne na śmierć z głodu i wycieńczenia. Pierwszego dnia wołały głośno mamusię, ale kolejnego były już chyba zniechęcone i słabe, aby zwracać na siebie uwagę.
Ludzie nakarmili je, dali pudełko i odeszli… a potem nastała zimna noc i tylko cudem te kocie niemowlaki nie umarły z wychłodzenia.
Trafiły do nas późnym wieczorem i niemal do północy je ogrzewaliśmy, karmiliśmy i próbowaliśmy względnie umyć ich futerka, zastępując zaginioną mamusię.
Przed nami długa droga. Musimy je zabezpieczyć kosztowną surowicą, aby nie złapały żadnego wirusa. Nie mają niestety przeciwciał, jakie dałoby mleko matki, a to zmniejsza ich szanse na przeżycie. Dodatkowo, wszystkie mają uporczywe biegunki i bolą je brzuszki. Musimy wdrożyć leczenie, żeby się nie odwodniły.
A potem już tylko mleczko, mleczko, paszteciki…następnie odrobaczenie i szczepienie.

Kicio1


Maluszki były kompletnie same na działkach w Stalowej Woli. Siedziały na kompostowniku…brudne i wychudzone i czekały zapewne na śmierć z głodu i wycieńczenia. Pierwszego dnia wołały głośno mamusię, ale kolejnego były już chyba zniechęcone i słabe, aby zwracać na siebie uwagę.
Ludzie nakarmili je, dali pudełko i odeszli… a potem nastała zimna noc i tylko cudem te kocie niemowlaki nie umarły z wychłodzenia.
Trafiły do nas późnym wieczorem i niemal do północy je ogrzewaliśmy, karmiliśmy i próbowaliśmy względnie umyć ich futerka, zastępując zaginioną mamusię.
Przed nami długa droga. Musimy je zabezpieczyć kosztowną surowicą, aby nie złapały żadnego wirusa. Nie mają niestety przeciwciał, jakie dałoby mleko matki, a to zmniejsza ich szanse na przeżycie. Dodatkowo, wszystkie mają uporczywe biegunki i bolą je brzuszki. Musimy wdrożyć leczenie, żeby się nie odwodniły.
A potem już tylko mleczko, mleczko, paszteciki…następnie odrobaczenie i szczepienie.

Reszka


Została zabrana podczas interwencji od alkoholików, z kotami bywa różnie, jak jej bardzo nie wchodzą w drogę to jest ok. Do ludzi bardzo pozytywnie nastawiona, lubi mizianko

Tiffany


Alladyn


Kromi


Kromi jest jedną z kotek, które zabraliśmy interwencyjnie. Była tak zabiedzona i niedożywiona, że oprócz tego że wyglądała jak skóra i kości, miała poważne ubytki w sierści.
Kotka miała pchły, pasożyty wewnętrzne i świerzbowca usznego, który spowodował poważny stan zapalny uszu.
Mimo tego że jest u nas już ponad miesiąc, nadal jest bardzo chuda i wycofana.
Z satysfakcją obserwujemy jednak, że z każdym dniem robi się coraz bardziej ufna, jej oczka stają się coraz weselsze, a kiedy ją głaszczemy coraz mniej czuć kręgosłup ☺️
Powoli zaczynamy rozglądać się za domem dla Kromi. Na pewno szukamy jej domu spokojnego i doświadczonego w pracy z kotami, a przede wszystkim oferującego ogrom miłości i zrozumienia ❤️